czwartek, 9 maja 2013

Glambox (recenzja)



 O magicznym pudełku słuchy krążyły już od dawna jednak ja, w zakresie cieniowym zagorzała sleeko- i ingloto-maniczaka, pozostawałam nieczuła na wszechobecne recenzjowe 'ochy' i 'achy', uparcie ignorując najnowsze wizażowe cacuszko. Jakby nie patrzeć, to właśnie widok wiecznie upaćkanych cieniowych paletek dodawał mojemu kuferkowi osobistego charakteru i mimowolnego wdzięku.

Czas przeszły? Wskazany.

Od paru dni bowiem znajduję się w gronie tych w Glamboxie zakochanych, chociaż związek nasz nie zaczął się łatwo.
Przechodząc jednak do konkretów.
Chociaż na pierwszy rzut oka pudełko wydaje się dość...niepojemne (cyferki 13x18x1,5  nie były dla mnie tajemnicą, jednak moja wyobraźnia nie koniecznie je do wiadomości przyjmowała) po przeróżnych przeprowadzonych kombinacjach pojawia się jednak satysfakcja i zadowolenie. W moich paletach końcowo znalazło się 95 cieni Sleeka, puder rozświetlający z Catrice oraz dwa cienie do brwi marki Essence.



Samo rozmieszczenie było dla mnie sprawą oczywistą. Oto bowiem dorobiłam się palety podstawowej, w swojej kolorystyce dość naturalnej, zamkniętej we wzorze Ornament, oraz 'czystej pstrokacizny' ulokowanej w Zebrze.


Widoczne na zdjęciach zniszczenia niektórych z cieni pochodzą raczej w moich początkowo nieudolnych prób wydobycia zawartości sleek'ów* niż z jakichkolwiek wad przechowywania w palecie. Próba przewozu glamboxu w walizce wypadła jak najbardziej pomyślnie, nie zawiódła ani przyczepność, ani zamknięcie. Gdyby jednak jakiekolwiek problemy z pierwszym z czynników zaistniały dodatkowy magnes, który znajduje się w ofercie sklepu powinien załatwić sprawę.
Palety są poręczne i co najważniejsze: lekkie. Dla mojego kufra to nie małe odciążenie.

Co z wadami?
Jeszcze nie zauważone, natomiast jeśli jakiekolwiek problemy zaistnieją nie omieszkam zedytować posta.
Zaznaczmy przy tym, że nie poddawałam palet testom ekstremalnym, takim jak chociażby niekontrolowane wstrząsy, tłuczenie o ścianę, czy rzut na odległość :)

Jak wy podchodzicie do kwestii palet magnetycznych? Must-have, czy zbędny gadżeciarski wymysł? Czekając na wasze opinie wkładam glamboxy do mojej podręcznej kosmetyczki.

retrodot
                                                                                                                                           

*praktyka czyni mistrzem, więc gdyby ktoś kiedyś miał ochotę na podobną przeprawę jestem skłonna podzielić się wypracowaną przeze mnie metodą :)


1 komentarz:

  1. Fajna sprawa te glamboxy, sama widziałam jak można dzięki nim zaoszczędzić miejsce:)Jednak ja nie miałabym czego w nich chować - Twoja ilość cieni przewyższa moją kilkakrotnie!:)
    Katherine

    OdpowiedzUsuń